wtorek, 10 marca 2015

Ukryty gdzieś pośród wrzosowisk - Przylądek Horn Head


Podróże po Irlandii pokazały mi jak piękną wyspą jest tak naprawdę. Wszystkie te ukryte zakątki, o których nikt nie pisze w przewodnikach - zapierają dech w piersi. Nie wiele osób o nich wie, a Ci którzy tam dotarli wiedzą doskonale o czym mówię. Chciałabym się podzielić tym wszystkim co zobaczyłam i życzę innym aby też mogli to zobaczyć.

Pewnego pięknego, majowego weekendu wybraliśmy się ze znajomymi na daleką wycieczkę na zachód Irlandii. Pogoda była przecudna, wręcz wymarzona, co jest tutaj rzadkością. Jadąc wąskimi uliczkami przez wzgórza i dolinki, mijając wieś Dunfanaghy dotarliśmy w końcu na miejsce. Zaparkowaliśmy nasze auta i ruszyliśmy przed siebie w głąb wrzosowiska. To co ujrzeliśmy po 20 minutach marszu odjęło nam mowę. Cudowne, olbrzymie, przerażające i dzikie. Z dala od ludzi, ulic i zgiełku. Przepiękne klify, które przerażają i jednocześnie napełniają szczęściem.



Kilka faktów:
Ich wysokość to ok 180 m n.p.m. , nie należą do najwyższych, ale napewno są niebezpieczne i dzikie. Nie ma tam, żadnej ścieżki turystycznej, a więc jedyną drogą są właśnie wrzosowiska.

Po zachodniej stronie przylądka znajduje się gejzer morski - Mc Swyne's Gun. W przeszłości, podczas sztormów, woda wznosiła się tam na wysokość nawet 90-ciu metrów, a jej huk słychać było na odległość 16-tu kilometrów. Gejzer nadal funkcjonuje, ale nie jest już tak widowiskowy.

Ponoć zginęło tam kilka osób, które spadły w dół chcąc podejść bliżej. Nie mam dokładniejszych informacji na ten temat.


Z klifami jest tak, że człowiek nie zdaje sobie sprawy jak blisko urwiska stoi dopóty, dopóki nie zobaczy tego później na zdjęciu. Bardzo łatwo można się pomylić i osunąć w dół, a więc dobre buty i dużo wyobraźni są niezbędne.



Plaża w Dunfanaghy, widok z drogi powrotnej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz